Do dobrze nam znanych zaburzeń żywieniowych takich jak bulimia i anoreksja doszło kolejne – ortoreksja. W przypadku tego schorzenia o podłożu psychicznym mamy do czynienia z uzależnieniem od zdrowej żywności.
Ortoreksja to stosunkowo nowa jednostka chorobowa, która dotyka coraz większej grupy osób. Ludzie zmagający się z tym problemem jedzą tylko to, co w ich oczach uchodzi za zdrowe i bezpieczne, czyli różnego rodzaju kiełki, ekologiczne owoce i warzywa oraz otręby. Niektórzy dopuszczają także konsumpcję ekologicznego mięsa. Aby lepiej zrozumieć, kiedy pojawia się problem, najlepiej odnieść się do przykładów. Zdrowe odżywianie odgrywa kluczową rolę z punktu widzenia funkcjonowania organizmu człowieka. Dietetycy nie bez powodu nawołują nas do zamienienia wysoko przetworzonej żywności na świeże owoce i warzywa. Prawdą jest też to, iż w tradycyjnym rolnictwie stosuje się sztuczne nawozy, które mają korzystnie wpłynąć na wielkość plonów. Nie ma nic złego w tym, że w miarę możliwości staramy się sięgać po żywność ekologiczną, pochodzącą od sprawdzonych dostawców i przywiązujemy sporą wagę do certyfikatów. Problem pojawia się wówczas, gdy zdrowe odżywianie staje się naszą obsesją.
Ortoreksja, czyli uzależnienie od zdrowej żywności
Ortoreksja to choroba, która może manifestować się na wiele sposobów. Część ludzi dotkniętych tym uzależnieniem nie wyobraża sobie, że mogłoby zjeść produkt nieposiadający certyfikatu rolnictwa ekologicznego. Niechęć do tradycyjnych artykułów spożywczych – owoców i warzyw z supermarketów, jest w nich na tyle silna, iż jeśli staną przed wyborem – zjeść albo być głodnym, wybiorą to drugie. Takie osoby potrafią głodować cały dzień, zwłaszcza jeśli znajdują się na wyjeździe służbowym, jeśli nie znajdą lokalu, który udowodni im, że serwowane dane zostały ugotowane z produktów posiadających stosowne certyfikaty. W związku z tym, iż trudno znaleźć restaurację kupującą wyłącznie tego typu artykuły i zbierającą po nich opakowania, osoba dotknięta ortoreksją nie je nic.
Innym problemem jest unikanie konkretnych produktów spożywczych. Odkąd pojawiły się doniesienia na temat szkodliwości mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego, gwałtownie zaczęło przybywać wegetarian. Dopóki unikanie mięsa wynika z naszych przekonań , religii czy kwestii zdrowotnych, nie ma problemu. Gorzej gdy wegetarianizm i weganizm zaczynają przybierać kształt swego rodzaju fanatyzmu. Osoby dotknięte tym problemem nie jedzą niczego na mieście, ponieważ nie mają pewności, czy serwowane dania wegetariańskie nie miały styczności z mięsem.
Rola mediów w kreowaniu postaw ortoreksyjnych
Ortoreksja to także spożywanie kilku produktów postrzeganych jako zdrowe i unikanie pozostałych w przeświadczeniu, że mogą one zaszkodzić naszemu organizmowi. Osoby dotknięte tą przypadłością bardzo często zajadają się kiełkami, sałatą i otrębami, a unikają owoców, ponieważ stanowią one bogate źródło cukru. Dużo wspólnego z ortoreksją ma również nagonka na gluten, która miała miejsce w mediach w ostatnich miesiącach. Ortorektycy bardzo często kierują się zdaniem pojedynczych osób, które odkrywają przed nimi „spisek rolników i firm biotechnologicznych”. Nie brakuje opinii, że rządzący specjalnie karmią nas byle czym, by nie dopuścić do zapaści w systemie opieki społecznej (wypłata rent i emerytur).
Uboczne skutki ortoreksji
Ortoreksja znacząco obniża jakość życia chorego i może prowadzić do daleko idących konsekwencji. Wszyscy pamiętamy jeszcze historię rodziców, którzy leczyli dziecko u znachora i podawali mu tylko nieliczne produkty spożywcze. W ich odczuciu postępowania takie było właściwe. Rodzice uważali, że chronią dziecko przed toksynami i substancjami rakotwórczymi, tymczasem ich nieodpowiedzialne zachowanie doprowadziło do śmierci dziecka z odwodnienia. W najlepszym przypadku ortoreksja przyczyni się do powstania niedoborów żywieniowych, w najgorszym może doprowadzić do śmierci, w związku z tym nie należy jej lekceważyć.
Jak zatem należy postępować? Przede wszystkim musimy zachować umiar i zdrowy rozsądek. To prawda, że produkty wysoko przetworzone są szkodliwe, ale od ich zjedzenia nie umrzemy od razu na miejscu. Musielibyśmy naprawdę spożywać je często i w dużych ilościach, aby doprowadzić do tak dramatycznych skutków. W tym miejscu warto przypomnieć sobie słowa Paracelsusa, że wszystko jest i nie jest trucizną, tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną. Jeśli do tego dodamy fakt, iż instytucje państwowe, jak również unijne stoją na straży przestrzegania norm w produktach spożywczych, nie mamy żadnych powodów do obaw. Stężenia potencjalnie szkodliwych substancji – konserwantów, barwników i wypełniaczy nie mogą przekraczać wskaźnika ADI, czyli dopuszczalnej dziennej dawki spożycia. Na co dzień warto odżywiać się zdrowo – jedząc owoce, warzywa, kiełki, jaja, nabiał, otręby oraz mięso od sprawdzonych hodowców. Jeśli jednak mamy trudności finansowe lub znajdujemy się na wyjeździe służbowym, nie stanie się nic złego, jeśli zamiast samodzielnie upieczonego chleba z mąki ekologicznej zjemy kajzerkę z supermarketu. Dopuszczalne są nawet słodycze i chipsy jedzone okazjonalnie podczas Sylwestra czy urodzin.
Irmina Cieślik