Czytelnictwo w Polsce należy do najniższych w Unii Europejskiej, źle wypadamy nie tylko w zestawieniu z krajami Europy Zachodniej, ale też na tle naszych sąsiadów, w tym Czechów. Szacuje się, że zaledwie co trzeci Polak przeczytał w ubiegłym roku choć jedną książkę. Większość rodaków w ogóle nie sięga po powieści i czasopisma. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego postanowiło pomóc małym księgarniom, które co roku znikają z polskiego rynku. Jednolita cena książki ma wyrównać szanse wszystkich graczy na rynku. Coraz częściej jednak mówi się, że nowe prawo może ostatecznie pogrążyć polskie czytelnictwo.
E-booki objęte najwyższą stawką podatku VAT
Ceny książek w Polsce nie należą do najniższych. Za granicą ludzie chętnie czytają, ponieważ mają dostęp do tanich e-booków. Książki elektroniczne generują mniejsze koszty, ponieważ nie trzeba zlecać ich wydruku, płacić za papier i transport. Niestety, w Polsce różnica między ceną e-booka a tradycyjnej powieści często jest minimalna i wynosi ok. 2 zł. To wina prawa podatkowego, które na książki elektroniczne nakłada wyższą stawkę podatku VAT. Dla e-booków wynosi ona 23%, podczas gdy dla tradycyjnych książek zaledwie 5%.
Polskie czytelnictwo upada ze względu na wysokie ceny książek
Z roku na rok ceny książek wzrastają, podczas gdy zarobki Polaków nie do końca nadążają nad tymi zmianami. Osoby słabiej zarabiające muszę oszczędnie wydawać pieniądze. Po opłaceniu czynszu i mediów do ich dyspozycji zostaje nierzadko niewielka kwota, która musi wystarczyć na jedzenie, odzież i rozrywki. Przeciętna książka – nowość wydawnicza, stanowi wydatek rzędu 33 zł. To całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że przy obecnej minimalnej stawce godzinowej, na powieść trzeba pracować ok. 4 godziny.
Polacy prawdopodobnie czytaliby więcej, gdyby mieli dostęp do tańszych książek. Biblioteki wprawdzie starają się kupować nowości wydawnicze, ale zazwyczaj są to pojedyncze sztuki, podczas gdy zainteresowanie daną pozycją nierzadko jest na tyle wysokie, że trzeba zapisywać się do kolejki oczekującej na zwrot.
Promocje i księgarnie internetowe napędzają polskie czytelnictwo
Miłośnicy literatury starają sobie radzić, polując na promocje. Księgarnie internetowe często oferują te same książki, ale w cenach niższych od swoich stacjonarnych odpowiedników. Mogą sobie na to pozwolić, ponieważ prowadzenie e-sklepów jest tańsze od płacenia za wynajem lokalu pod księgarnię w centrum miasta. Sporo zaoszczędzić można też, kupując książki w hipermarketach i dyskontach. Te ostatnie często wybierają kilka hitów wydawniczych, po czym składają na nie duże zamówienie. Przy ilościach egzemplarzy idących w tysiące negocjują korzystny rabat. To właśnie on działa na klientów niczym magnes.
Z konkurencji, jaką zapewnia wolny rynek, chętnie korzystają też małe księgarnie, które kuszą atrakcyjnymi promocjami i programami lojalnościowymi skrojonymi na miarę swoich możliwości. Nie są to wprawdzie zniżki, na jakie pozwolić mogą sobie dyskonty, ale dzięki nim księgarnie te mogą rywalizować z sieciówkami, które wbrew pozorom nie należą do najtańszych miejsc oferujących nowości wydawnicze.
Jednolita cena książki, czyli zapomnij o promocjach
Jednolita cena książki to projekt autorstwa Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który budzi ogromne kontrowersje. Przewiduje on, że przez rok od premiery danego tytułu nie będzie mógł on zostać objęty promocją większą niż 5%. Reasumując, przez długi czas będzie obowiązywać cena sugerowana przez wydawnictwo. Żegnajcie zatem tanie zakupy książek w supermarketach, księgarniach internetowych i małych, prywatnych przedsiębiorstwach. W przypadku książki, której cena sugerowana wynosi 40 zł, po 5-procentowym rabacie cena spadnie do 38 zł. Reasumując, dana pozycja literacka nadal będzie znajdowała się poza finansowym zasięgiem wielu czytelników. 38 zł to kwota, za którą niektóre rodziny żyją przez 2-3 dni.
Jednolita cena książki przewiduje jednak wyjątki, dotyczą one m.in. targów książki. Tam będzie można obniżyć cenę nowości wydawniczych o kilkanaście procent. Z korzystnych zniżek w dalszym ciągu będą mogły korzystać szkoły i instytucje publiczne, w tym biblioteki. Niestety, nie przewidziano rabatów dla rodziców kupujących nowo wydane podręczników. Przez pierwszy rok od wprowadzenia na rynek trzeba będzie za nie zapłacić 100% ceny sugerowanej przez wydawnictwo, w najlepszym wypadku możemy liczyć na 5% rabat. Dla rodzin wielodzietnych, których dzieci będą przechodziły nowy, zreformowany program edukacji, to ogromne koszty. Podręczniki do klas 7-8 i czteroletniego liceum dopiero powstają. Zmianie poddany zostanie też elementarz do klas 1-3.
Jednolita cena książki – czy pociągnie na dno małe księgarnie?
Jednolita cena książki ma chronić małe księgarnie zagrożone upadkiem, w rzeczywistości może jednak przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Liczba czytelników jeszcze bardziej spadnie. Ci, co dziś kupują nowości wydawnicze w dyskontach, pod wpływem wysokiej ceny zrezygnują przynajmniej z części zaplanowanych zakupów, ponieważ spadnie ich siła nabywcza. Jeśli przeciętna rodzina mogła do tej pory przeznaczyć na zakup książek 60 zł miesięcznie i w tej cenie otrzymywała 3-4 tytuły, to przy jednolitej cenie książki będzie ją stać co najwyżej na 2 pozycje. Spadek popytu na książki uderzy we wszystkich – małe księgarnie i ich internetowe odpowiedniki, wydawnictwa i pisarzy. Wydawnictwa bowiem nie traciły na sprzedawaniu dyskontom dużych ilości książek w atrakcyjnej cenie, ilość sprzedanych egzemplarzy rekompensowała im udzielone rabaty. Z kolei autorzy mają na ogół tak skonstruowane umowy z wydawnictwami, że otrzymują ściśle określoną kwotę za każdy sprzedany egzemplarz powieści. Nie ma przy tym znaczenia, czy dystrybucją zajmuje się księgarnia czy supermarket.
Nowe prawo najmniej odczują właściciele sieciówek. Ci bowiem mają dobrą pozycję przetargową i zawsze mogą naciskać na małe wydawnictwa, by te przygotowały dla nich tańszą o 10 zł edycję limitowaną, w zamian pozostałe książki z danej oficyny będą sprzedawane w sieciówce tak, jak dotychczas. W przypadku braku porozumienia wydawnictwa mogą stracić kluczowe miejsce zbytu. Ponadto sieciówki już od dawna przygotowywały się na kryzys w branży. Wzbogaciły swój asortyment o kosmetyki, ubrania i artykuły papiernicze.
Irmina Cieślik