Moda ekologiczna to pojęcie, które wciąż brzmi dla nas obco. Bo co też może się pod nim kryć? Wiadomo, odzież produkowana z futra czy ze skóry zwierząt budzi sprzeciw, ponieważ nasze gusta estetyczne zaspokajane są kosztem innego życia. Ale czy jeszcze coś powinnyśmy wiedzieć? Czy produkcja ubrań z bawełny lub poliestru nie jest obojętna ekologom?
Junk fashion
Junk fashion to najnowszy trend w modzie, podlegający pod modę ekologiczną. Są to ubrania produkowane ze… śmieci. Dokładniej mówiąc z tzw. PETów, czyli surowców, które mogą być ponownie przetworzone. O ile z nazwy taka kolekcja kojarzyć się nam może… po prostu ze śmieciami, to w praktyce jest to moda awangardowa. Sukienki, gorsety oraz inne elementy kreacji wykonanych z PETów wyglądają naprawdę efektownie, szczególnie jeśli wyszły spod ręki uzdolnionego projektanta.
Przykładem junk fashion może być budząca powszechny zachwyt na świecie kolekcja Nikosa Florosa, składająca się z 14 elementów, które zostały wykonane z puszek. Projektant przyznał, że pracował nad kolekcją po 10 godzin dziennie przez 5 lat i zużył aż 20 tysięcy puszek! Jednak efekt, które osiągnął… oceńcie same. Zdjęcia przy tym akapicie przedstawiają właśnie dzieła Florosa.
Produkcja ubrań ze śmieci na pewno służy środowisku. Niestety, wciąż jest to bardziej moda „na pokaz” niż do codziennego użytku, gdyż odzież ta jest mało komfortowa do chodzenia, schylania się i innych czynności, które normalnie wykonujemy. Z całą jednak pewnością moda z recyklingu sprawdza się doskonale w przypadku torebek i akcesoriów do ubrań. Chociaż jest to zupełna nowość w naszym kraju i póki co dotyczy tylko pokazów mody, a nie masowej sprzedaży, mamy nadzieję, że trend ten przyjmie się. Taka torebka, pantofelki czy biżuteria byłyby wszak nie tylko ciekawą ozdobą, ale też atrakcyjnym dla nas, częściowym rozwiązaniem problemu składowania odpadów, nie ulegających biodegradacji.
A. Złotkowska