Dziś rząd ma ogłosić kolejne obostrzenia związane z walką z koronawirusem. Gazeta Wyborcza dotarła do nieoficjalnych źródeł, które wskazują na to, że ma być wprowadzony zakaz wychodzenia z domu na odległość większą niż 100 metrów. Dlaczego wprowadzanie dalszych ograniczeń w poruszaniu nie ma sensu?
Zajmijmy się ludźmi w kwarantannie, a nie ograniczaniem spacerów ludziom zdrowym
Sytuacja epidemiologiczna jest poważna, ale to, co chce zrobić rząd, jej nie poprawi. Problemem nie jest to, że Polacy wychodzą na spacer nad rzekę z dala od innych osób. Źródłem nowych zakażeń są osoby przybywające z zagranicy. Albo należałoby ograniczyć ich powroty do kraju, albo wszystkich umieścić w akademikach na obowiązkowej kwarantannie do czasu zweryfikowania ich stanu zdrowia poprzez testy laboratoryjne. Niestety, osoby, które trafiają na kwarantannę, mogą zarazić swoich krewnych. Po drugie, ci krewni mogą zarazić kolejne osoby, ponieważ im wolno wychodzić z domu do pracy czy sklepu. Wiele osób na kwarantannie w ogóle nie widziało policjanta sprawdzającego przestrzegania obowiązujących zasad. Tu mamy największą dziurę. Co z tego, że Polacy nie będą mogli wychodzić na spacer, skoro dalej będą mogli robić zakupy w supermarkecie, w którym przebywają też osoby z kwarantanny oraz ich krewni, którzy też mogą pełnić rolę wektora koronawirusa.
Szczególnie zagrożeni są pensjonariusze domów spokojnej starości
Drugim problemem są szpitale oraz domy starców. Wszędzie, gdzie jest duża koncentracja ludności, istnieje zwiększone ryzyko epidemii koronawirusa. Pensjonariusze domów spokojnej starości mogą zarazić się od pielęgniarek, które często pracują np. w przychodni.
Osoby z kwarantanny narażają medyków
Trzeci problem to narażanie pracowników służby zdrowia na niebezpieczeństwo. Osoby, które przyjechały z zagranicy, albo ich krewni mający objawy koronawirusa nie powinni jechać na SOR czy do przychodni. Powinni bezwzględnie kontaktować się z sanepidem za pośrednictwem telefonu. Takie osoby potem trafiają na zwykły oddział, bo zatajają prawdę i mamy potem 60 pacjentów i 20 pracowników zakażonych koronawirusem. Może należałoby wprowadzić bardzo wysokie kary za nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa?
Zakaz spacerów oznacza tłumy w supermarketach
Czwarty problem stanowią masowe wycieczki do supermarketów. Jednak spora w tym zasługa państwa, które tydzień temu nastraszyło społeczeństwo, że to może wychodzić z domu tylko w ważnych potrzebach życiowych, czyli np. na zakupy. Rezultat jest taki, że w wielkich sklepach od tamtej pory liczba klientów się zwielokrotniła. Przy dziale z warzywami często panuje istny tłok. Niektórzy oglądają wszystko, co jest w supermarkecie, po czym wychodzą z opakowaniem papieru toaletowego. Nazajutrz robią to samo i wychodzą z kilogramem mąki. Państwo wylało dziecko z kąpielą, ponieważ gdyby zachęciło do spacerów z dala od ludzi zamiast wychodzenia na zakupy to ludzie nie zarażaliby kolejnych osób, w tym pracowników sklepów wielkopowierzchniowych. Wprowadzając zakaz przemieszczenia się do 100 metrów od domu, zwiększymy liczbę zakażeń. Co zrobią Polacy, gdy nie będą mogli wyjść na spacer? Zaczną codziennie chodzić po chleb do supermarketu. Będą stali w wielkich kolejkach i się nawzajem zarażali od krewnych osób przebywających na kwarantannie. Już lepszym pomysłem byłoby ograniczenie liczby osób, jakie mogą jednorazowo przebywać w supermarkecie. To jest zamknięta przestrzeń sprzyjająca zakażeniom. Na świeżym powietrzu, gdy od innych często dzieli nas 20 metrów, na pewno się niczym nie zarazimy. Nie idźmy drogą Hiszpanii, która zakazała spacerów, więc mieszkańcy masowo zaczęli wypożyczać od sąsiadów psy za pieniądze. To największy błąd, jaki możemy zrobić. Zachęcić ludzi do kontaktu z sąsiadami.
Kara dla osób nieprzestrzegających zaleceń, nie dla wszystkich
Jeśli ktoś nie przestrzega obowiązujących zasad, grilluje nad rzeką, chodzi z piątką znajomych na molo, to niech policja wypisze mu mandat. Po co od razu karać wszystkich, skoro większość osób przestrzega obowiązujących norm. Dodajmy do tego fakt, że jeśli ta piątka osób miałaby się spotkać w domu, to byłoby to jeszcze gorsze od wypadu na molo.
Zamykanie Polaków w domu odbije się negatywnie na ich zdrowiu
Zamykanie Polaków w domach wywoła falę depresji, chorób krążenia, spadku odporności, otyłości i alkoholizmu. Wbrew pozorom, koronawirus nie jest najgorszym, co może nas spotkać. O wiele gorsza jest panika, która sprawia, że podejmujemy irracjonalne działania, a lekarze nierzadko odmawiają pomocy osobom w stanie przedzawałowym, z zaawansowaną cukrzycą i miażdżycą czy nowotworem, bo przecież trzeba walczyć z koronawirusem. W rezultacie większa może być liczba zgonów z nieleczonych chorób przewlekłych niż ofiar zakażenia koronawirusem.