Łóżkowa dzikość kojarzy się przede wszystkim ze skórą, biczami, łańcuchami, upokarzaniem drugiej osoby i bólem. Owszem, skojarzenia te są prawidłowe, ale to skrajna jej postać. Odrobinka gwałtowności w łóżku nikomu nie zaszkodziła.
Od kobiet wymaga się zupełnie sprzecznych rzeczy – z jednej strony ciepła, uległości, czułości, a z drugiej czasopisma krzyczą, że powinna wziąć sprawy w swoje ręce, być niegrzeczną dziewczynką i nie bać się dominacji w łóżku. A czasem gdzieś tam snujemy fantazje, żeby pokazać pazurki i zdominowac cała zabawę. Albo wręcz przeciwnie, masz ochotę, by partner Cię potarmosił, rzucił na łóżko, jak na filmach i zafundował noc życia.
Podstawą jest zaufanie
W tego typu zabawie nie chodzi o zadawanie bólu drugiej osobie, a raczej na sprawdzaniu granic, odkrywaniu swoich pragnień. Jeśli namiętność jest wystarczająco silna, podwyższa się próg bólu i nie czujemy zadrapań, ukąszeń, dlatego ważne jest, by umieć określić swoją siłę, kontrolę nad odruchami.
Nawet partnerzy uprawiajacy najbardziej skrajną formę przemocy łóżkowej muszą mieć do siebie pełne zaufanie. Nie powinno się odczuwać egoistycznej przyjemności z krzywdzenia drugiej osoby, dlatego obojgu partnerom musi odpowiadać ten typ zabawy. W końcu nic tak nie psuje przyjemności, niż niechciany klaps czy uszczypnięcie.
Jedną z form zapobiegania naruszaniu granic jest bezpieczne słowo. Jest to hasło, którego używa partner – obiekt przemocy. Użycie go automatycznie przerywa zabawę. Bardzo ważne jest, żeby nie mieć do siebie o to pretensji, nie czuć się winnym. To delikatny układ, paradoksalnie wymagający dużej troski o dobro partnera.
Milena L.