Kosmetyki naturalne są coraz częstszym wyborem świadomych kobiet. Znane aktorki i prezenterki używają kosmetyków bio oraz firmują je swoimi nazwiskami, bo wiedzą, że kosmetyki z naturalnymi składnikami są przyszłością. Dlaczego? Ze względu na ich bezpieczny dla naszej skóry i zdrowia skład.
To bardzo źle, bo ochrona skóry ma polegać głównie na blokowaniu wolnych rodników, które powodują starzenie. Popularne emulgatory PEG chociaż dopuszczone do użycia w kosmetykach, są „niebezpieczne w użyciu na zranionej lub uszkodzonej skórze”, a niektóre powodują guzy złośliwe w miejscu aplikacji. Żadne z nich nie mają prawa pojawić się w kosmetykach naturalnych, a ich użycie w kosmetykach na słońce wydaje się wręcz nieetyczne ze względu na to, że są źródłem wolnych rodników i pogłębiają ewentualne uszkodzenia wywołane światłem UV.
Czy używanie kremów naturalnych zmienia sytuację?
Po pierwsze, żeby stwierdzić, że mamy do czynienia z prawdziwym kosmetykiem naturalnym, musimy znaleźć jego certyfikat (Ecocert/COSMOS, BDIH, Soil Association, AIAB/ICEA) lub rozumieć skład kosmetyku obowiązkowo oznaczany pod nazwą INCI (International Nomenclature of Cosmetic Ingredients). Wielu producentów używa słowa „naturalny” czy „ekologiczny” bez żadnego związku z rzeczywistym składem kosmetyku. W Polsce nie wiąże się to z odpowiedzialnością ze względu na słabość grup konsumenckich, które np. w Niemczech monitorują producentów i ich oceniają na łamach zajmujących się tym tematem czasopism.
Nie mając więc rękojmi w postaci jednego z wymienionych certyfikatów, musimy oprzeć się na znajomości składników kosmetycznych, których lista obowiązkowo pojawia się na każdym produkcie (skład wg INCI). I nawet jeżeli chcemy uniknąć jedynie niesławnych emulgatorów PEG, musimy zrezygnować z wielu oferowanych kosmetyków. I tak np. w wielu kremach ze słowem „naturalny” lub „ekologiczny” w nazwie, znajdujemy PEG-100 Stearate, niezwykle popularny emulgator, który powoduje guzy nowotworowe w miejscu aplikacji u szczurów laboratoryjnych.
Anna J.