Zwierzaki stanowiły nieodłączną część mojego życia, od dzieciństwa aż do chwili obecnej. Ledwo nauczyłam się mówić, a już nagabywałam rodziców o pieska lub kotka. Najpierw były chomiki, świnki morskie, królik, a w końcu wymarzony i „wyjęczany” jamniczek.
Decyzja, żyj zdrowo i barwnie
Było to 4 lata temu. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Było dużo łatwiej niż oczekiwałam. Po początkowych porażkach (parówki sojowe z puszki NIE nadają się do spożycia, nie przyprawione tofu smakuje jak guma, większość pasztetów sojowych też jest słabo jadalnych) szybko nauczyłam się tworzenia wegetariańskich posiłków. Zanim porzuciłam mięso, żyłam w przekonaniu, że kuchnia wege jest niezwykle skomplikowana i pracochłonna.
Nic bardziej mylnego, większość potraw warzywnych jest prostych do przyrządzenia, przygotowanie takiego jedzonka zajmuje zwykle około 20-40 minut.
Oczywiście dla wytrwałych i zapalonych kucharzy znajdą się przepisy na wyrafinowane i żmudne dania, jednak kuchnia wege jest według mnie stworzona dla leniuchów lub ludzi zapracowanych. Potrawy bezmięsne są zazwyczaj lekkie i sycące. Nigdy nie odczuwałam po nich głodu i tęsknoty za „kotletem”. W swojej podróży do krainy „sałatożerców” odkryłam także cały wachlarz przypraw, warzyw, nasion, których dotąd nie znałam. Jedzenie i gotowanie znowu stały się ciekawe.
Wolność od zła
Do korzyści zdrowotnych i kulinarnych dodam jeszcze jedną dla mnie chyba najistotniejszą: wreszcie uwolniłam się od męczącego poczucia winy, że dla mojej fanaberii (tak, fanaberii, bo człowiek jest w stanie obejść się bez mięsa bez żadnego uszczerbku na zdrowiu) morduje się w okrutnych warunkach miliony stworzeń, które czują ból i strach dokładnie tak samo jak ja. Wiem, że moja decyzja jest mało znacząca, ludzie dalej będą jedli mięso, jednak ja nie biorę już w tym udziału. Ta świadomość jest dla mnie bardzo ważna.
Janis