W zasadzie rozumiemy, że seks nie dotyczy tylko ciała. Jest jeszcze nasza osobowość, jest całe mnóstwo emocji. Istnieje też wymiar duchowy zbliżenia z drugim człowiekiem. Można kochać się całościowo – włączając w akt spełnienia każdą ze sfer naszego życia wewnętrznego. Wszystko pięknie, tylko jak to zrobić?
Po czwarte: no, i gdzie ten orgazm?
Skupienie się na osiągnięciu najwyższej rozkoszy, najlepiej niejednej i to od razu takiej, jak pokazują w filmach, może sprawić, że nigdy już jej nie odczujemy. Na co ten stres? Orgazm pojawia się sam, gdy odpowiednio wsłuchamy się w potrzeby nasze i partnera, gdy poświęcimy sobie wzajemnie odpowiednio dużo uwagi. Więcej, orgazmu czasem trzeba się nauczyć, gdy kobieta jest zamknięta emocjonalnie na „te sprawy”. Potraktujmy łóżko jak etap poznawania się, skupionej rozmowy – również takiej bez słów. Zamiast wymuszać na rozkoszy, by nas przyszła, zaprośmy ją na spokojnie. Uniesienie miłosne nie bierze się tylko z reakcji chemicznych. Trzeba sobie na nie pozwolić. A to już często praca naszego umysłu.
Po piąte: spełnienie
Wyniesienie nocnych poczynań na poziom przeżycia duchowego to wynik usilnej pracy nad zaakceptowaniem, zaopiekowaniem się i zrozumieniem partnera. Gdy oboje są na siebie do końca otwarci, możliwe jest połączenie się na wszystkich płaszczyznach egzystencji. Być może brzmi to górnolotnie, lecz nie ma nic wspólnego z obietnicami reklamodawców. Przeżycie duchowe w łóżku to proste równanie: jeden plus jeden równa się dwa. Lecz owo „dwa” to już osobna liczba – wspólnie wypracowana radość, spełnienie i uniesienie. Lecz, by dodawanie mogło się dokonać, potrzeba chęci dostrzeżenia drugiego człowieka, a nie tylko własnych zachcianek. Kochać się duchem i ciałem może każdy, kto zrozumie wzajemne powiązania w traktowaniu ciała, a uwalnianiu ducha.
Anna P