Terapie konwencjonalne nie zawsze szybko dają rezultaty, w dodatku często po prostu mogą nam się wydać nieskuteczne. Wtedy sięgamy po różnego rodzaju terapie naturalne. Nie wszystkie jednak są przemyślane i korzystne dla zdrowia. Jak unikać szarlatanów?
Oszuści terapeutyczni
Zapiski historyczne dotyczące rzekomo „cudownych” terapii znajdziemy już w dokumentach starożytnych. Nawet wtedy pojawiali się oszuści, którzy wykorzystywali naiwność i niewiedzę pacjentów. Odnosili oni niemałe sukcesy, głównie dlatego, że potrafili być bardzo przekonywujący.
Dobra, sprawiająca pozory sensowności historia to podstawa terapeutycznego oszustwa. Słuchamy rzekomo logicznego wywodu i sami siebie przekonujemy, że terapia może zadziałać, a jeśli się nie uda – po prostu uznajemy, że to po prostu kolejny dowód na to, że nasza przypadłość to ciężki przypadek.
Co sprzedawano dawniej? Magiczne płyny na porost włosów, glinki upiększające z wyciągami z różnych, często niebezpiecznych roślin, wszystko leczące korzenie mandragory, które rosną tylko tam, gdzie umierają tragicznie ludzie… Ludzka wyobraźnia nie ma granic.
Niektóre terapie faktycznie dawały rezultaty – na przykład w XIX wieku lekarze uwierzyli, że nerwicę kobiet można wyleczyć za pomocą odpowiedniego dotyku. Panie poddawały się masażowi, który wywoływał u nich „spazmy i dreszcze”, które doprowadzały do „niekontrolowanych skurczy i jęków”, po których pacjentka się uspokajała.
Brzmi to znajomo? Tak, masaż był erotyczny, a sfrustrowane brakiem namiętności bogate mieszczki często cierpiały z tego powodu na depresję.
I faktycznie zabieg im pomagał – choć niekoniecznie w sposób, o jakim myśleli lekarze…
Joanna Pastuszka-Roczek