Liposukcja to od wielu już lat jeden z najpopularniejszych zabiegów chirurgicznych w medycynie estetycznej. Co roku korzysta z niego ponad pół miliona Amerykanek. Fraza ta jest też bardzo często wykorzystywana w branżowej komunikacji marketingowej – tak w obszarze medycyny jak i kosmetyki.
Poszukiwanie nowych rozwiązań
Naturalnym kolejnym kierunkiem rozwoju było wykorzystanie ultradźwięków do wprawienia kaniuli w drgania. Ta technologia nazywana jest UAL (Ulrasound Assisted Liposuction). Generowane za pomocą głowicy piezoelektrycznej fale ultradźwiękowe wykorzystywane są do rozbicia i upłynnienia komórek tłuszczowych, co ułatwia ich późniejsze odessanie. Dzięki selektywnemu oddziaływaniu ultradźwięków na poszczególne tkanki mamy możliwość znaczącego zmniejszenia stopnia inwazyjności zabiegu.
Słabością pierwszych generacji urządzeń do liposukcji ultradźwiękowych było ryzyko poparzeń (końcówka kaniuli mocno się nagrzewała), sprzęty obecnie proponowane pozbawione są tej wady.
Kilku producentów promuje urządzenia oparte o technologię WAL (Water Assisted Liposuction). Wprowadzona pod skórę kaniula silnym strumieniem specjalnego płynu „wypłukuje” komórki tłuszczowe. Producent zachwala niską inwazyjność zabiegów i możliwość reimplantacji tkanki (przeszczepu tkanki tłuszczowej pobranej np. z brzucha w inne miejsce naszego ciała). Jednak literatura fachowa, obok ocen pozytywnych, podaje także wyniki badań niekorzystnych dla WAL. Dziś chyba trudno cokolwiek przesądzać – najbliższych kilka lat i więcej zebranych doświadczeń pozwoli na pewno na bardziej jednoznaczną ocenę tej techniki.
Marcin Piwecki