Zwykle na kobietach ciąży odpowiedzialność za stosowanie antykoncepcji, ze wszystkimi jej niedogodnościami i skutkami ubocznymi. A może mężczyźni powinni częściej zastanawiać się nad przejmowaniem obowiązku zabezpieczania się przed niechcianą ciążą?
Większość mężczyzn stwierdziła jednak, że to metoda wysoce niepraktyczna. W Indiach powstała nowatorska metoda pod nazwą RISUG. Polega na wstrzykiwaniu do nasieniowodów nietoksycznego polimeru, który upośledza pracę plemników. Wystarczą dwa zastrzyki prosto w mosznę, aby stać się bezpłodnym nawet na 10 lat. Na szczęście jest to metoda odwracalna – kolejne dwa zastrzyki przywracają sprawność plemników i wszystko wraca do normy.
Kolejnym sposobem jest umieszczenie w nasieniowodach specjalnych „zatyczek”, które podobnie jak wazektomia nie dopuszczają do wydostania się plemników poza jądra. Metoda IVD oferuje silikonowe zatyczki, natomiast MPU – poliuretanowe.
W obu przypadkach efekt zabiegu można odwrócić. Trwają też prace nad zaprojektowaniem specjalnej bielizny, przytrzymującej jądra bliżej ciała, dzięki czemu zwiększyłaby się ich temperatura. Rokowania co do tej metody są bardzo duże. Do zwiększania temperatury jąder stosuje się też ultradźwięki.
Najnowocześniejsze osiągnięcia w męskiej antykoncepcji nie zawitały jeszcze do naszego kraju. Dodatkowo nie są znane długofalowe skutki stosowania wszystkich tych metod. Miną jeszcze lata, zanim któraś z nich się upowszechni. I czy panowie w ogóle dadzą sobie cokolwiek wstrzyknąć lub wszczepić w mosznę?
Monika Witczak