Naciągnięte Elżbiety Turlej to wejście w rzeczywistość, którą znamy ze zdjęć w kolorowych magazynach, Instagramu czy programów reality show. Autorka zabiera czytelnika tam, gdzie nie ma fleszy a przeciętnym śmiertelnikom wstęp jest wzbroniony. Historie są mocne, wywołują oburzenie, empatię, a każda z nich jest prawdziwa – niestety. Tym celniej trafiają do naszej wyobraźni, gdy uświadamiamy sobie, że większość z nas ma w swoim otoczeniu kobietę, która mogłaby być bohaterką kolejnego rozdziału. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska 3 kwietnia.
– Dziś kobieta musi przede wszystkim dobrze wyglądać. Dziewczyny z mojej klasy też już to wiedzą […] Na pewno, żeby zasłużyć na szacunek Polka nie może być gruba i stara. Dlatego będę robić wszystko, żeby nigdy nie utyć i nigdy się nie zestarzeć – mówi dziewiętnastoletnia Wiktoria, jedna z bohaterek Naciągniętych. Dla niej “samorozwój” oznacza inwestycję we własne ciało: powiększanie ust i piersi, doczepianie rzęs, tatuaż brwi, wizyty na siłowni i catering dietetyczny.
W swojej najnowszej książce reporterka Elżbieta Turlej zaprasza w podróż po świecie, który zbudowany jest na wyglądzie: gdzie gładka twarz jest dowodem szczęścia, a smukła sylwetka zdrowia. Po świecie, w którym walkę o kontrolę nad ciałem kobiety toczą samozwańczy eksperci od diety, medycyny estetycznej, zdrowia i życiowego spełnienia, media oraz firmy produkujące żywność i suplementy diety, a także zwykli oszuści oferujący fałszywe specyfiki na odchudzanie. Wciągająca, ale też przerażająca to podróż.
Żyjemy w czasach, gdy wyretuszowane zdjęcie staje się ciałem. Elżbieta Turlej opowiada, jak przeciętne współczesne Polki oddają siebie innym do przeróbki, ponieważ uwierzyły, że mogą być tak piękne jak wyretuszowane w Photoshopie celebrytki. Autorka dociera do fotografów gwiazd, którzy już dawno stracili kontrolę nad swoimi zdjęciami oraz retuszerów, którym stawia się coraz bardziej absurdalne wymagania. Rozmawia z gwiazdami, które na własnej skórze doświadczyły dyktatury mediów, ale też z odpowiedzialnymi za wygląd celebrytek specjalistami medycyny estetycznej. Odwiedza popularny wśród kobiet sukcesu oddział detoksykacji z leków uspokajających i nasennych, sprawdza, jak naprawdę wygląda rodzinny wypoczynek w zachwalanym przez instamatki, pierwszym w Polsce, luksusowym SPA dla dzieci.
Jednak książka Naciągnięte pokazuje także drugą, naprawdę mroczną stronę świata, który znamy z kolorowych magazynów i Instagrama. Reporterka dociera do dziewczyn, które skuszone niskimi cenami, padły ofiarą domorosłych specjalistów od medycyny estetycznej. Rozmawia także z bohaterką pierwszego w naszym kraju reality show, w którym Polki na oczach widzów poddawały się operacjom plastycznym. Czy udział w show zmienił ostatecznie jej życie na lepsze?
Prawdziwie wstrząsająca jest część poświęcona problemowi otyłości, która ze sprawy intymnej i wstydliwej – dzisiaj zamieniła się w rozrywkę. Elżbieta Turlej rozmawia z pierwszą Królową Odchudzania Anno Domini 1993 i opisuje, jak w Polsce rozwinął się cały przemysł związany z odchudzaniem – biznes, w którym liczą się tylko pieniądze i handel emocjami, w którym nikt nie chce długich terapii, tylko szybkich efektów do zaprezentowania na zdjęciu “przed” i “po”. Pokazuje mechanizmy, dzięki którym miliony Polek uwierzyły, że celebrytki: piosenkarki, aktorki, czy popularne trenerki poprowadzą je w stronę szczęścia i zdrowia. I zastanawia się od kiedy najważniejszą kompetencją guru od zdrowego żywienia stało się to, że jest popularny i szczupły.
W podróży przez świat pozornego piękna i sukcesu Turlej rozmawia z przeciętnymi Polkami, które dały się naciągnąć i skrzywdzić: domorosłym specjalistom medycyny estetycznej, samozwańczym dietetykom, trenerom czy terapeutom. Na każdym etapie pokazuje braki w regulacjach prawnych dotyczących rynku beauty oraz przerażającą ufność i bierność współczesnych Polek, które tak łatwo pozwalają sobą manipulować, bo dały sobie wmówić, że tylko piękne będą szczęśliwe.
Budowanie świata na wyglądzie, to jak stawianie przysłowiowych zamków na piasku. Starzejemy się i nie zagłuszy tego nawoływanie mediów „bądź lepszą wersją siebie”, „bądź młodsza każdego dnia”, „rozkwitaj z kolejnym rokiem”. Nasza skóra straci jędrność i nie zmienią tego wypełniacze, czy operacje plastyczne. Ciało, nawet naciągnięte czy odessane z tłuszczu pozostanie naszym ciałem, czyli nami. A my, wypełniane i naciągane – od wczesnej młodości i w imię przyszłego szczęścia – nie staniemy się z tego powodu bardziej radosne, czy pogodzone z życiem. Możemy tylko się łudzić, że przechytrzyłyśmy los i nie jesteśmy przeterminowane, bo na zawsze zatrzymałyśmy się na półce z napisem „młodość”. Dając przy okazji zarobić współczesnym guru, czyli celebrytkom, które deklarują, że jedząc tak jak one będziemy takie jak one, trenerkom, które nawołują do przekraczania samej siebie i przy okazji kupowania ich suplementów diety, czy domorosłym specjalistom od medycyny estetycznej, których jedyną kompetencją jest skrawek papieru.
Ja, pięćdziesięcioletnia kobieta już wiem, że świat pokazywany w mediach ma niewiele wspólnego z tym, prawdziwym. Znam mechanizmy rządzące tym światem, bo sama od ponad ćwierć wieku pracuję w mediach. Ale czy dziewczyny takie jak Wiktoria zdają sobie sprawę, że na kolorowym świecie konsumpcji jest pełno szarych plam? Miejsc, w których jedyne co mogą dostać to kłamstwo? Słowem: czy zdają sobie sprawę, że jeśli nie nauczą się myśleć samodzielnie, łatwiej zostaną naciągnięte – wystawione na cierpienie, rozczarowanie, utratę pieniędzy, zdrowia i wiary w drugiego człowieka?
Elżbieta Turlej