Jak nie stracić ukochanej kobiety

Jowita czuła się przygnębiona. Nie umiała zrozumieć paradoksu, jaki stał się jej udziałem. Kochała mężczyznę, który miał trudny charakter, a jednocześnie wydawał jej się ideałem pod wieloma istotnymi względami. Jowita wiedziała, że gdyby on tylko bardziej otworzył się na miłość i wyszedł z pancerza ochronnego, wszystko mogłoby zakończyć się wspaniałym happy endem. Skąd brała się jej pewność?

Jowita w miłości zawsze kierowała się sercem i zwracała uwagę na to, co mówiła jej intuicja. Z reguły, gdy przestrzegała przed kimś, ten ktoś okazywał się łajdakiem niewartym uwagi. Jej intuicja nigdy jej jeszcze nie zawiodła, dotyczyło to zarówno jej wyborów sercowych, jak i decyzji jej przyjaciółek. Gdy poznała Jego, od początku czuła, że to dobry materiał na faceta. On bardzo szybko wzbudził w niej zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. To nie lada wyczyn, ponieważ Jowita zawsze miała problem, aby zaufać facetowi i, jak się często okazywało, słusznie. Tym razem było inaczej, gdy on szczerze ucieszył się na jej widok i przytulił ją na powitanie na pierwszej randce, czego nigdy nie zrobił żaden mężczyzna, ona poczuła, że to dobry facet. Wydawał się w tym wszystkim szczery i radosny.

Jowitę ujął też tym, że zawsze ją odprowadzał, dzięki czemu mogła przestać się bać, jak wróci wieczorem do domu i co zrobić, aby zminimalizować niebezpieczeństwo. Kobieta miała bowiem szczęście do spotykania na swej drodze różnej maści zboczeńców, przed którymi, do tej pory, zawsze udawało jej się jakimś cudem uciec. On ujął ją tym, że sam ją zawsze odprowadzał, co w dzisiejszych czasach jest dość niecodziennym zjawiskiem. Jak bowiem dowiedziała się od koleżanek, większość musiała sobie radzić sama.

On imponował jej również tym, że potrafił ją wysłuchać. Mogła mu spokojnie powiedzieć o czymś, co ją denerwuje, bez ryzyka, że on będzie ją pouczał, uważając za głupszą od siebie. Jowita nienawidziła, gdy mężczyzna uważał, że ma wydumany problem i nie potrafił wysłuchać tego, co czuła. Gdy się wygadała, zawsze czuła się lepiej. To dotyczyło zarówno rozmów z przyjaciółkami, jak i z nim. Przy czym z nim rozmawiało się jej równie dobrze jak z najlepszą przyjaciółką. Nie miała oporów, by powiedzieć, co ją zdenerwowało w pracy. Czuła, że przy nim może być szczera, bo nie wykorzysta tego przeciwko niej.

Jowita kochała go też za to, że pozwalał jej być sobą. Nie chciał nią rządzić i układać jej życia. On, owszem, sugerował jej różne rzeczy dotyczące stroju, ale robił to w sposób niczego jej nienarzucający. Jowita nie lubiła mężczyzn, którzy chcieli ją stłamsić i pozbawić prawa do podejmowania decyzji. On wydawał jej się dużo silniejszy od nich, bo nie musiał nią rządzić, by czuć się dobrze. Jakieś drobne sugestie nigdy jej nie przeszkadzały, bo pozostawiały jej prawo wyboru.

Przy nim czuła się bezpiecznie, bo nigdy na nią nie krzyczał, nie obrażał jej, nie szarpał. Lubiła, gdy ją przytulał, bo wtedy czuła się taka bezpieczna. Lubiła zasypiać wtulona w niego, to było dla niej fascynujące przeżycie.

On był bardzo pracowity, lubił się uczyć nowych rzeczy, potrafił zrobić wiele typowo męskich rzeczy, z którymi jej koledzy zupełnie nie dawali sobie rady. Czuła, że trafiła na zaradnego faceta, który nie boi się pracy. Ale nie jest przy tym tyranem uważającym, że miejsce kobiety jest w kuchni. Czuła, że byłby dla niej dobrym mężem, a dla ich dziecka ojcem. Zapewne bawiłby się z maluchem i dużo go przytulał.

Jowicie podobał się fakt, że on potrafił ją docenić, mówiąc komplementy. Miała w sobie tę kobiecą próżność, która domagała się miłych słów. Potrafił to zrobić kulturalnie, z klasą, jednocześnie wprowadzając ją w dobry nastrój. Dzięki komplementom czuła się przez niego doceniana i pożądana, a bardzo tego potrzebowała. Kochała go, więc chciała mu się podobać i czuć się przez niego w pełni akceptowaną.

Jowita kochała jego czułość, która manifestowała się w sposobie przytulania, obejmowania, pocałunkach i dotyku. Był przy tym delikatny. Jowita kochała go najmocniej na świecie, czuła się przy nim bezpiecznie, dlatego bardzo chciała być jak najbliżej jego. To jedyny facet, przy którym miała ochotę na seks i potrafiła sama coś zainicjować. Poprzednich mężczyzn nie kochała tak jak jego, to uczucie było czymś najmocniejszym na świecie, żadnego z nich też tak nie pożądała. On był wspaniałym kochankiem, bo potrafił ją rozpalić, uwielbiała czuć jego naturalny zapach, smak jego ust, dłoń błądzącą po ciele. Była na niego napalona jak kotka w marcu, ale wcale nie chciała, aby seks był jedyną rzeczą, która ich łączy. Chciała, aby zabierał ją na spacer, rozmawiał z nią, przedstawiał swoich znajomych, oglądał z nią film. Bardzo go kochała i pragnęła związku z nim. Jednocześnie chciała być blisko niego zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Wciąż łudziła się, że może pewnego dnia on da im szansę na coś więcej. Obydwoje na to zasługiwali. Żaden inny mężczyzna nie mógł się równać jemu, choć ukrywał się pod pancerzem ochronnym, bo mocno bał się zranienia. Chciała, aby zaufał jej i dla niej odważył się z niego wyjść.