cztery pory roku w afgańskiej wiosce

Cztery pory roku w afgańskiej wiosce to reportaż, w którym ukazano codzienne życie ubogich mieszkańców tego muzułmańskiego kraju. Materiały do książki  zostały zebrane przez Annę Badkhen osobiście, dzięki czemu mamy okazję przekonać, się jak wyglądają tamtejsze realia.

W tym wyjątkowym reportażu ukazano życie Uzbeków zamieszkałych w Afganistanie. Kraj ten przeciętnemu Polakowi kojarzy się z wielkimi miastami takimi jak Kabul czy Kandahar oraz interwencją NATO, w której uczestniczyli polscy żołnierze.  O ludziach mieszkających na prowincji Afganistanu na ogół wiemy stosunkowo niewiele. Tymczasem przepaść między miastami a wioskami jest gigantyczna. Anna Badkhen spotyka ludzi żyjących w skrajnej biedzie, z dala od cywilizacji. Owszem mieszkańcy afgańskiej prowincji od czasu do czasu odwiedzają większe ośrodki w celu dokonania podstawowych produktów, ale każda podróż do miasta stanowi dla nich nie lada wyprawę.

Cztery pory roku w afgańskiej wiosce –  reportaż z ubogiej prowincji

Bohaterami reportażu Cztery pory roku w afgańskiej wiosce są mieszkańcy wioski Oka, zapomnianej przez świat i urzędników. Prowincję omijają nawet muzułmańscy duchowni, bowiem zdają sobie sprawę, że jej mieszkańcy nie mogliby ich odpowiednio podjąć i wesprzeć finansowo. Bieda na wsi jest zjawiskiem tak powszechnym, że budzi współczucie nawet wśród talibów.

Anna Badkhen ukazuje proceder wyzyskiwania tkaczek

Choć mogłoby wydawać się, że afgańska wioska nie ma nam nic do zaproponowania, wszak kraj ten od lat jest targany przez wojny, terroryzm itp., rzeczywistość okazuje się zaskakująca.  Nieustanne bombardowania sprawiają, że nawet tam, gdzie ziemia jest żyzna, ludzie niechętnie ją uprawiają. Boją się wyjść w pole, by nie zostać zastrzelonym lub zbombardowanym. Mieszkańcy Afganistanu mają jednak pewien towar eksportowy, którego wartość dochodzi do kilkudziesięciu tysięcy dolarów za sztukę. Mowa o  ręcznie tkanych dywanach, które na prowizorycznych, zardzewiałych przędzach wykonują kobiety. Ich praca wymaga ogromnych pokładów cierpliwości, gdyż przebiega niezwykle mozolnie. Ponadto odciska piętno na ich zdrowiu i samopoczuciu, a szczególnie na kręgosłupie. Ręcznie tkany dywan stanowi towar luksusowy, na który panuje ogromny popyt w USA, Europie Zachodniej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Za to dobro luksusowe należy zapłacić co najmniej 5 tysięcy dolarów. Jednak duży i piękny dywan jest wart dużo więcej, bo aż 25 tysięcy dolarów.

Mogłoby się wydawać, że tak duże pieniądze powinny wyrwać z biedy tkaczki zamieszkałe w wioskach takich jak Oka. Nic bardziej mylnego, osoby pracujące w domowych manufakturach  za swoją wielomiesięczną, żmudną i niezwykle obciążającą kręgosłup pracę otrzymują zaledwie ułamek tej kwoty. Reszta trafia do kieszeni pośredników. Szacuje się, że roczne zarobki tkaczki dywanów to zaledwie 400 dolarów. Wyzyskiwane kobiety za te pieniądze nierzadko muszą utrzymać całe rodziny.

Afgańskie wioski mają specyficzny charakter. To paradoks, że w tych miejscach mniej zapłacimy za substancje odurzające niż za kilogram ryżu. Ten drugi stanowi wręcz towar deficytowy. Uzależnienie od opium w Oko jest zjawiskiem powszechnym. Trudno dziwić się zaistniałemu stanowi rzeczy, wszak te narkotyki pozwalają oszukać głód i pozbyć się dolegliwości bólowych, które stanowią zmorę tkaczek.

Życie bez prądu – czy w ogóle jest możliwe?

O ogromnym niedostatku, w jakim żyją mieszkańcy wioski Oka, najlepiej świadczy fakt, że do tego miejsca nikt nie doprowadził generatora prądu. Byłaby to całkowicie nieopłacalna i nieuzasadniona inwestycja, ponieważ mieszkańców prowincji nie stać na wydatek rzędu 60 centów dziennie. W afgańskiej prowincji króluje marazm. Mężczyźni wprawdzie marzą o lepszym życiu, wielu z nich chciałoby wstąpić w szeregi służb porządkowych i zbrojnych, ale na szumnych deklaracjach na ogół się kończy. Z wioski do miasta nikt nie wyjeżdża, chyba tylko po to, aby uzupełnić zapasy żywności. Utrzymanie rodzin spoczywa na barkach kobiet, które całymi dniami tkają dywany, narażając na szwank swoje zdrowie.

Cztery pory roku w afgańskiej wiosce to wstrząsający reportaż z miejsc, o których istnieniu świat w ogóle nie ma pojęcia. Nie zdajemy sobie nawet sprawy ze skali wyzysku, jakiemu poddawane są kobiety. Gdyby sprzedawały swoje wyroby bezpośrednio osobom zainteresowanym, nie musiałyby żyć bez mediów. Prąd, kanalizacja, solidne domy – to wszystko mogłoby znaleźć się w ich zasięgu, gdyby kobiety były uczciwie wynagradzane za swoją ciężką pracę.

Anna Badkhen wykonała solidną, dziennikarską pracę, zbierając materiały do swojego reportażu. Dzięki niej poznajemy zwykłych ludzi obdarzonych niecodziennym talentem. Anna Badkhen miała okazję na własnej skórze przekonać się, jak wygląda codzienność afgańskiej prowincji, dzięki czemu w nasze ręce trafia rzetelnie napisana książka.

 

Irmina Cieślik