Dotyk jest najmniej docenianym zmysłem, a przecież to on najbardziej rozpala namiętność. Zapraszamy do lektury fragmentu książki pani Beaty Znamirowskiej-Soczawy: „Teraz mogę wszystko!”. Autorka rozmawia z doktorem nauk humanistycznych Kingą Tucholską, adiunktem na Uniwersytecie Jagiellońskim w Instytucie Psychologii Stosowanej.
Pełna dojrzała miłość partnerska ma dodatkowy wymiar bliskości – emocjonalnej, intelektualnej, duchowej, seksualnej. To bliskość na wszystkich poziomach, głęboki kontakt, szczęście i poczucie spełnienia obojga partnerów. Odpowiedź jest więc prosta i trudna zarazem – trzeba nieustannie nad tą bliskością pracować. Przytulanie, częste – jest na to sposobem. W ciepłym przytuleniu jest bliskość emocjonalna i fizyczna zarazem.
A co z aktywnością seksualną?
Ona również nieuchronnie podlega zmianom. Gdy ludzie się poznają, zakochują, dążą do bliskości i nie bronią się przed namiętnością. Bardzo chcą być ze sobą blisko fizycznie. Cierpią, rozstając się, chcą o sobie wiedzieć wszystko.
Zakochani postrzegają siebie nawzajem przez różowe okulary, postrzegają się wzajemnie wyobrażeniami, a nie rzeczywistymi cechami drugiej osoby. Dlatego, gdy związek jest zbudowany wyłącznie na seksie, pojawia się z czasem problem. Bo czyste pożądanie fizyczne, namiętność, z czasem się wypala. Tak działa nasza fizjologia, cały układ neurohormonalny. Przyzwyczajenie, rutyna osłabiają wzajemne zainteresowanie fizyczne.
Jednak wejście partnerów w realną bliskość emocjonalną, duchową, w bliskość serca powoduje, iż seksualność pary nabiera innego wymiaru. Jest po prostu jedną z płaszczyzn spotkania. W takiej sytuacji, jeśli się pojawia okresowy spadek libido, nie unieważnia on bliskości związku. A jeśli seks jest udany, daje dodatkową dobrą energię, motywuje, aby dbać o siebie wzajemnie. I jest podstawą do tego, aby w trudniejszych okresach znaleźć podmuch, który roznieci przygasły w nas ogień.
Beata Znamirowska-Soczawa