Mówi IZABELA PIETRZYK, autorka „Rodzinnego parku atrakcji”, w rozmowie o samotnych ryczących czterdziestkach, życzliwej Rosji i szampańskim nastroju.
Marcin Wilk: Na samym początku „Rodzinnego parku atrakcji” – Paulo Coelho. Bo lubi Pani autora czy może fraza o bezwarunkowej miłości celna?
Izabela Pietrzyk: Lubię Paulo Coelho za wiele celnych fraz, nie tylko na temat miłości. Mój ulubiony cytat: „Statek jest bezpieczniejszy, gdy kotwiczy w porcie. Nie po to jednak buduje się statki”, to dla mnie złota wskazówka – pasuje do każdej sytuacji, która stawia mnie na rozdrożu. Zadaję sobie wtedy pytanie, czy chcę być statkiem, czy portowym pachołkiem do mocowania cum, i od razu wiem, w którą stronę iść. Przecież nie zostałam stworzona, żeby bezczynnie rdzewieć!
Powiedziała Pani kiedyś, że kobieta po dwudziestce szuka innego mężczyzny niż ta po czterdziestce. Na czym polega różnica?
Na tym samym, na czym polegają wszystkie różnice w emocjach kobiety dwudziestoletniej i czterdziestoletniej – inny poziom naiwności, inne priorytety, inny status materialny, inna postawa wobec „ja” i wobec „my”.
Jak kiedyś powiedziałam, kobieta po 20. szuka reproduktoro-bankomatu. Stoi na starcie, więc poluje na samca, który zapewni zdrowe potomstwo i stworzy odpowiednie warunki do jego wychowania. Czysta biologia – nie ma w tym niczego złego.
Kobieta po czterdziestce nie myśli o reprodukcji i ma własne pieniądze. Poluje zatem na zupełnie inną „zwierzynę”. Zwinność plemników traci na znaczeniu, więc szuka osobnika, który jest samcem alfa również na poziomie mózgu.
Ale to tylko mój punkt widzenia. Nie upieram się przy nim i często popadam w zwątpienie. Szczególnie przeglądając kolorową prasę i dowiadując się o związkach dwudziestolatek z panami-seniorami. Najwidoczniej współczesne dziewczęta są znacznie dojrzalsze – już na starcie stawiają na starą dobrą markę, a nie na młodych, ale niepewnych reproduktorów. Z jednej strony fajnie, że są mądre od urodzenia. Ale z drugiej, lekki strach jest. Bo co, jeśli inne pójdą ich śladem? Wyginiemy jak mamuty!
Pytałem o te różnice oczywiście w kontekście książki. I muszę jeszcze dopytać jeszcze muszę: Pani często spotyka TAKIE Wiktorie?
TAKIE, znaczy jakie? Samotne ryczące czterdziestki?
Ano.
Owszem. Spotykam. Faktycznie polują i ryczą – najczęściej ze śmiechu, widząc, co im wpadło w sidła. Są humanitarne: uwalniają i wypuszczają na wolność. Bez domagania się spełnienia trzech życzeń, na dodatek.
Ale spotykam też takie, które biorą, co się złapie w sieć, i radośnie spełniają wszystkie życzenia, ciesząc się, że mają wreszcie komu służyć.
Wiktoria niejedno ma imię. Bywają Wiktorie grunwaldzkie, bywają i pyrrusowe.
A Janina, kolejna bohaterka książki – to też przecież typ z życia wzięty. Kim są „Janiny”, które Pani zna?
Świat roi się od „Janin”. Na szczęście w moim najbliższym otoczeniu nie ma ani jednego takiego egzemplarza. Ale kto wie? Może sama kiedyś zamienię się w „Janinę”? Zgorzknienie, marudzenie i terroryzowanie otoczenia to chyba efekt niepogodzenia się ze starością – odreagowywanie złości za przemijanie.
Staram się nad tym panować, jednak coraz częściej odczuwam wewnętrzny bunt, że mi się nie zgadza to, co mam w środku, z tym co widzę w lusterku, więc kto wie, jaką formę ten bunt przybierze? Może „zjaninieję”?
Marcin Wilk, Izabela Pietrzyk