Wychowanie do życia w rodzinie to dziś przedmiot nieobowiązkowy, na który rodzice mogą zapisać swoje dziecko, ale nie muszą tego robić. Jego program nauczania oraz realia przekazywania wiedzy bardzo często znacznie odbiegają od tego, czego powinien dowiedzieć się młody człowiek. W oparciu o doświadczenie naszych redaktorek ukazujemy, jak wychowanie do życia w rodzinie wygląda w polskich szkołach.
Wychowanie do życia w rodzinie – jak powinno wyglądać?
Zacznijmy od dobrych doświadczeń, których jest stosunkowo mało. Choć wychowanie do życia w rodzinie rzadko kiedy prowadzone jest w sposób rzetelny i profesjonalny, to takie lekcje też się zdarzają. Nasza redaktor naczelna bardzo dobrze wspomina zajęcia w szkole podstawowej, do której uczęszczała.
W IV klasie podstawówki w naszej szkole zorganizowano wychowanie do życia w rodzinie. Rodzice oczywiście musieli wypełnić stosowną zgodę, ale z tym nie było większych problemów. Wszyscy koledzy z klasy uczęszczali na WDŻ. Zajęcia prowadziła pani z techniki, która nie przekazywała na lekcjach żadnej ideologii. Rzetelnie omówiła wszystkie metody antykoncepcji, najwięcej uwagi poświęciła prezerwatywom, ponieważ, jak wielokrotnie podkreślała, jest to jedyna forma antykoncepcji, która chroni nie tylko przed ciążą, ale też chorobami przenoszonymi drogą płciową. Na zajęciach pokazywała kilkukrotnie, jak prawidłowo założyć kondoma. Opowiadała też o miesiączce i o tym, jak często należy wymieniać podpaski oraz tampony. Omówiła także zespół wstrząsu toksycznego, który może wystąpić przy tamponie. Opowiedziała o zespole napięcia przedmiesiączkowego i tabletkach przeciwbólowych o działaniu rozkurczowym. Zajęcia były prowadzone profesjonalnie. Można było zadawać pytania w trakcie lekcji lub po niej. Pani z techniki stanęła na wysokości zadania.
Na WDŻ nic się nie dowiesz o antykoncepcji
Nie zawsze jednak wychowanie do życia w rodzinie przybiera taki wymiar. Kolejna z naszych redaktorek wspomina zajęcia jako nudne i nic niewnoszące.
WDŻ to były głównie gry i zabawy. Owszem, przynoszą one wiele frajdy, ale zajęcia nie spełniały swojej podstawowej roli. Podczas nich praktycznie nie dowiedziałam się niczego nowego. Poza tym zostały wprowadzone dość późno, ponieważ dopiero w gimnazjum. O metodach antykoncepcji nie usłyszałam ani słowa. Podobnie jak o problemach związanych z seksualnością. O menstruacji dowiedziałam się ze spotkania zorganizowanego dla dziewczyn ze wszystkich klas przez panią będącą przedstawicielką jednej z dużych firm produkujących podpaski. Rozdała ona zestaw swoich wyrobów wszystkim dziewczynom i to by było na tyle.
Seks lubią tylko mężczyźni
Redaktor naczelna dobrze wspomina wychowanie do życia w rodzinie z podstawówki, ale w gimnazjum było już ono koszmarem.
Warto zwrócić uwagę, komu zleca się WDŻ. Niektóre osoby nigdy nie powinny prowadzić tego typu zajęć. W gimnazjum wychowanie do życia w rodzinie przypadło szkolnej pani pedagog, która zamieniła lekcje w psychologiczną papkę. Cały rok słuchaliśmy o tym, jak mężczyźni usiłują siłą zmusić dziewczyny do współżycia, że nie można im ulegać etc. Sam pomysł promowania asertywności nie był zły. Niemniej zajęcia nie powinny opierać się tylko na tym jednym aspekcie. O antykoncepcji pani pedagog nie powiedziała ani słowa. Na dodatek przedstawiła seks jako coś, co daje przyjemność tylko drugiej stronie, a kobiety na pewno go nie lubią. Gdy po jej zajęciach jedna z koleżanek podeszła z prośbą o pomoc – chciała się dowiedzieć, jak poprawnie założyć tampon, nauczycielka zaczerwieniła się i nie udzieliła odpowiedzi. Z perspektywy czasu uważam, że była zupełnie nieprzygotowana do zajęć, wybrała z nich najwygodniejszy aspekt, który wałkowała przez cały rok. Na dodatek sam temat ją peszył, nawet gdy chodziło o coś tak niekontrowersyjnego jak tampon. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zgłosił się do niej ktoś z podejrzeniem choroby wenerycznej, ciąży czy niepewny swojej orientacji seksualnej. Ja znałam podstawy WDŻ z podstawówki, ale wiele osób w gimnazjum nie uczęszczało do tej samej szkoły podstawowej co ja. W rezultacie oni dalej nic nie wiedzieli o zespole wstrząsu toksycznego. O antykoncepcji można było jeszcze wyczytać z czasopism kobiecych lub raczkującego w Polsce internetu. Czasem takie informacje były zawarte w podręcznikach do biologii. Ale zespół wstrząsu toksycznego, który może zostać wywołany przez zbyt rzadkie zmienianie tamponu, to dość rzadko poruszany temat. Pamiętam też, że o prezerwatywach i ich zaletach w gimnazjum bardzo często wspominał…katecheta. Jak sam powiedział – woli ludzi uświadomić, bo nie miałby czystego sumienia. Paradoksalnie to właśnie on mógłby lepiej poprowadzić WDŻ od pani pedagog, bo opierał się na rzetelnej wiedzy.
Gdy o seksie mówi katecheta
Inna z naszych koleżanek pamięta, że wychowanie do życia w rodzinie miała w liceum. Była to musztarda po obiedzie. Na dodatek zajęcia prowadził nawiedzony katecheta.
Tego nigdy nie zapomnę. Katecheta był obleśny, jak z zachwytem opowiadał o badaniu śluzu swojej narzeczonej. Oczywiście była to jedyna omówiona przez niego forma antykoncepcji. Gdy jedna z dziewczyn zapytała, co Kościół mówi o sytuacjach, gdy tabletki antykoncepcyjne są stosowane w celach zdrowotnych, np. przy endometriozie, katecheta stanął na wysokości zadania po raz pierwszy i jedyny. Przyznał, że w takiej sytuacji pigułki są dopuszczalne, ale w pozostałych traktowane jako dość ciężki grzech. Jego zajęcia pełne były indoktrynacji i nie wnosiły nic ciekawego. O menstruacji w ogóle nie umiał mówić. Nie wiedział też nic nt. nieregularnych miesiączek. Reasumując, był zupełnie nieprzygotowany. Nauczyciele wykładający ten przedmiot powinni zdawać jakiś egzamin z wiedzy nt. seksualności, biologii i psychologii. Poza tym powinni być tak dobierani, aby prezentowali fakty poparte badaniami, a nie opowiadali brednie.
Wychowanie do życia w rodzinie – podstawa programowa
Wychowanie do życia w rodzinie doczekało się nowej podstawy programowej. Napisała ją wykładowczyni jednej z lubelskich uczelni, silnie związana z Kościołem. Nie ma w niej miejsca na antykoncepcję. Z wykładów autorki podstawy programowej można się dowiedzieć wielu „ciekawostek”. Prezerwatywy mają rzekomo zwiększać ryzyko nowotworu piersi i macicy, ponieważ pozbawiają kobiety bezpośredniego kontaktu ze spermą, która wykazuje działanie antynowotworowe.
Ratujmy Kobiety: antykoncepcja dla każdego
Nic dziwnego, że osoby zgromadzone wokół akcji Ratujmy Kobiety, która w zeszłym roku wyciągnęła na ulicy dużych i malutkich miast tysiące kobiet, postanowiły wykorzystać pierwszą rocznicę obywatelskiego zrywu do promocji projektu ustawy wspierającej prawa kobiet. Zakłada ona obowiązkową edukację seksualną w wymiarze 1 godzina tygodniowo. Oczywiście tematyka zajęć zostanie dostosowana do wieku dzieci. Podczas zajęć mają być przedstawiane metody antykoncepcji, a także omawiane różne orientacje seksualne. Lekcje mają też uczulać dzieci na zły dotyk, problematykę gwałtów, molestowania seksualnego, przemocy w rodzinie i profilaktyki HIV/AIDS. Ponadto w ramach ustawy stworzonej przez inicjatorów akcji Ratujmy Kobiety ma zostać ograniczona klauzula sumienia, która dziś ogranicza dostęp do legalnej i bezpiecznej antykoncepcji oraz przerywania ciąży zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Inicjatorzy projektu ustawy pragną też bezpłatnej i nowoczesnej antykoncepcji dla wszystkich Polek. W całej Polsce trwa właśnie akcja zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy. Czy trafi on do pierwszego czytania w Sejmie? To zależy tylko od nas.