Młoda kobieta, którą bije mąż, dziecko, które nawet nie próbuje się nauczyć materiału do szkoły czy długotrwały bezrobotny – za przyczyną ich niepowodzeń wcale nie musi stać lenistwo czy głupota. Mogli paść ofiarą wyuczonej bezradności.
Niestety, nie wszyscy nauczyciele są dobrymi pedagogami i trafiają się tacy, którzy nie traktują uczniów sprawiedliwie. Dziecko uczy się, uczy, siedzi nad książkami, ale niestety nie udaje mu się osiągnąć dobrego stopnia. Łatwo może dojść do wniosku, że po prostu jest głupie, albo że nie warto się uczyć, skoro i tak będzie miało jedynkę.
To właśnie jest wyuczona bezradność – nasze głębokie, wewnętrzne przekonanie, że nie mamy na nic wpływu. Stajemy się bezradni wobec problemu – nasz umysł staje się pusty, a my sami: przerażeni, sparaliżowani. To nie tyczy jednego problemu, ale całych sfer naszego życia!
Wyuczona bezradność to bardzo niszczące zjawisko. Mamy obniżoną samoocenę, uważamy, że jesteśmy bezwartościowi. Wpadamy w przygnębienie, które łatwo przeradza się w depresję. Mamy uczucie, że nic nie ma sensu. Mało tego – jak zwierzątko w klatce, nie widzimy wyjścia z sytuacji, nawet, jeśli osoby z zewnątrz pokazują nam, gdzie ono jest! Osoba bezradna zaczyna uciekać w alkohol, papierosy, narkotyki, zaczyna mieć myśli samobójcze, chudnie, zapada na zdrowiu – jeśli nie otrzyma pomocy, na pewno skończy się to dla niej źle.
Czy da się od tego uczucia uwolnić? Może się nam to wydać niemożliwe na pierwszy rzut oka – w końcu zwierzątka w klatkach poumierały z rozpaczy. Ale nie wszystkie! Otóż naukowcy postanowili znaleźć sposób, by uratować pozostałe. Wsadzili je do klatek… z regularnymi uderzeniami prądu. Może się to wydać dziwne, ale było to o wiele bardziej skuteczne, niż zaprzestanie jakichkolwiek działań.
Joanna Pastuszka-Roczek