„Ludzie zwracają się do mnie, bo mają zaufanie, wiedzą, że przeszłam swoje i nie okłamuję ich. Nie tylko kobiety, także mężczyźni, którzy nie wiedzą jak się zachować.” – z „Krystyną Koftą” o trudnych doświadczeniach z rakiem piersi oraz potrzebie regularnych badań rozmawia Alicja Złotkowska.
R: Walka z chorobą zawsze coś zabiera, zawsze zmienia człowieka. Nic już nie jest takie samo. Dla niektórych jest to odsunięcie codziennych spraw, które tracą na znaczeniu, na rzecz wielkich idei jak wiara, pomoc bliźnim, zmienianie świata na lepszy. Dla innych natomiast – wręcz przeciwnie – codzienne życie traci odcień szarości i nabiera kolorów. Zwykłe śniadanie zmienia się w rozkoszującą podniebienie ucztę. Jak to jest z Panią?
KK: Tak jest, choroba wiele zmienia. Cierpienie bywa trudne do zniesienia, ale gdy ma się bliskich i przyjaciół, można je wytrzymać. Choroba daje wolność. Nie musimy już spotykać się z ludźmi, których nie lubimy, robić to, czego nie chcemy. Nasz umysł otwiera się na ważne sprawy. Układamy sobie życie i śmierć, bo o niej myślimy. Przynajmniej ja myślałam, choć niewiele więcej niż wcześniej, może tylko bardziej bezpośrednio mnie dotykała. Pisanie to jest zawód, w który jest wpisane obcowanie ze śmiercią. Po każdej chemioterapii gdy jak Wańka- wstańka podnosiłam się z bólu i pewnego upadku, czułam świat bardziej zmysłowo, mimo zaburzonych zmysłów, smaku, węchu, dotyku. Bo wszystko się zmienia, ale myśli, wyobraźnia pracuje nawet lepiej. Miałam podczas chemii dziwaczne apetyty. Prawie nic mi nie smakowało, prócz coca-coli, której nigdy wcześniej nie pijałam i śledzi! Pewnego dnia zjadłam trzy małe kotlety schabowe, które zresztą sama przyrządziłam dla całej rodziny. Miałam apetyty jak w ciąży.
6. O proszę, kto by pomyślał. Może następnym razem uda nam się porozmawiać o tych kulinarnych innowacjach. Dziś jednak chciałam zapytać o inną rzecz. Nowotwór to choroba, która dotyka nie tylko jednej osoby, ale także jej bliskich. Zgodzi się Pani z tym zdaniem?
Alicja Złotkowska