Systematycznie przyjeżdżałem do naszego/jej mieszkania, aby zabrać swoje rzeczy, bo za jednym razem się zwyczajnie nie dało. Kiedy ją widziałem, piękną i rozpromienioną, nogi się pode mną uginały. Pewnie nie chciałem tego dać po sobie poznać, ale po każdym spotkaniu, musiałem posiedzieć chwilę w samochodzie, zanim odjechałem.
Często „oczy się pociły”… Jednak starałem się być pewny siebie, konkretny, żeby nie pokazywać jej, że aż tak bardzo cierpię. Może to głupie, ale uważałem, że to było lepsze wyjście, niż błagać ją na kolanach, żeby do mnie wróciła.
Dzieląc życie na pół
Podział majątku to było coś niezwykle uwłaczającego. Rzeczy, na które tyle lat wspólnie pracowaliśmy musiały być rozdzielone jak na zwykłym jarmarku. Ty bierzesz telewizor, ja komputer. Ty obraz, ja rzeźbę. Ty pralkę, a ja naczynia, które dostaliśmy od cioci w prezencie ślubnym. Tak bolało mnie w klatce piersiowej podczas tego podziału, że nie mogłem przez moment złapać tchu. Z jednej strony wiedziałem, że im szybciej załatwimy te formalności, tym prędzej się uwolnimy od tej traumy. Z drugiej jednak strony wciąż się wówczas zastanawiałem, czy nie ma jeszcze dla nas szans…
Pomocna dłoń
Postanowiłem odwiedzić psychologa. To żadna ujma poradzić się specjalisty, który takich sytuacji zna tysiące. Co zrobić, jak konstruować swoje myśli, aby być szczęśliwym? Okazało się, że taka terapia bardzo mi pomogła. Uzmysłowiłem sobie, że na jednej kobiecie świat się nie kończy i mimo, że ją tak bardzo kochałem (a może jeszcze kocham…), to jednak psychikę można wyleczyć, tak jak
chore kolano. Prędzej czy później stanę się znów sprawny.
Wiatr w żagle
Ta myśl pozwoliła mi nabrać „wiatru w żagle”. Wciąż dbałem o swój wygląd, starałem się nie zamykać w czterech ścianach, a wręcz przeciwnie – uczestniczyć w życiu towarzyskim, zauważać wokół inne kobiety i zawierać nowe przyjaźnie. Sam dochodziłem do wniosku, że z biegiem dni i tygodni moje czarne myśli są coraz rzadsze, które nawet kiedy są szare i przygnębiające, to jednak należą do tych konstruktywnych. Wreszcie wiedziałem, że choć przede mną jeszcze długa droga do pełni szczęścia, to już niemal dotykam klamki od drzwi, które prowadzą do grodu pełnego pachnących kwiatów.
Życie nie będzie na nas czekać
Minęło półtora miesiąca od rozstania. Kilka dni do Świąt Bożego Narodzenia, a ja nawet zacząłem podśpiewywać przy goleniu, tak jak robiłem to niegdyś. Nie chodzi o to, że pogodziłem się z tym, iż tak się potoczyły moje losy, bo nie wiem czy do końca moich dni się z tym pogodzę. Jednak zaczęło do mnie docierać, że nie mogę leżeć w łóżku i płakać, bo to nic nie da. Za dużo lat przede mną, żebym teraz popadał w alkoholizm i umartwiał się nad swoim losem. Przecież tyle dookoła jest piękna.
Wsparcie rodziny, obecność przyjaciół oraz fachowe porady pani psycholog niewiarygodnie mi pomogły patrzeć wreszcie przed siebie. Jednak gdyby nie moja wiara w lepsze jutro i świadomość bycia tu i teraz, a nie za plecami, to na pewno efektywność starań tych ludzi wokół byłaby słabsza. Zacząłem traktować przeszłość jak coś, co mnie czegoś nauczyło i wzmocniło na resztę życia. Teraz mogłem już wąchać te kolorowe kwiaty, lecz drzwi do „ogrodu” były jeszcze zamknięte…
Czytaj inne kartki z pamiętnika rozwodnika:
LION