Gdy człowiek w coś naprawdę wierzy i dąży do tego w silnym przekonaniu o spodziewanym
rezultacie, to w końcu napije się ze dzbana pełnego eliksiru pomyślności. Kiedy ma
świadomość tego, że „można”, to prędzej czy później stanie na mecie,
a każde kolejne przeszkody będą go jedynie wzmacniać. Istota ludzka jest się w stanie
przyzwyczaić do wszystkiego i ja miałem zamiar być tego przykładem!
Zamknięcie szuflady
Kiedy świat zaczął mi się znów podobać, starałem się dbać o teraźniejszość, bo to co się dzieje tu i teraz kształtuje moją przyszłość. Zamknięcie szufladki z napisem “Żona”, musiało odbyć się w trybie natychmiastowym. Dlaczego? Aby się męczyć jak najkrócej, bo niby każdemu kiedyś mija… Pewnie, że bałem się niekontrolowanego otwarcia szufladki. Bałem się, że nawet najmniejszy bodziec może przekręcić kluczyk.
Jednak chciałem jak najszybciej przyzwyczaić się do zupełnie innego stylu życia, bo nie miałem wyboru. Pamiętam, że byłem dumny ze swojej ogromnej chęci stąpania wreszcie o wyprostowanych kolanach. Czułem, że jestem coraz mocniejszy i cierpliwie czekałem, aż będę mógł spojrzeć na wszystko z góry.
Stos znaków zapytania
Obiecałem sobie, że odpocznę od kobiet, a przede wszystkim od stałych związków. Sporadyczny flirt chyba bardziej miał na celu zwykłe dowartościowanie się, niż zamiar emocjonalnego, czy łóżkowego zbliżenia się. Wiedziałem, że prędzej czy później się to zmieni i potrzeby, które ma każdy heteroseksualny facet wyjdą na piedestał.
Zadawałem sobie potem ogrom pytań, czy jest jakaś reguła na to, kiedy człowiek może się związać na nowo? Czy są jakieś wytyczne, które mówią, po jakim czasie od rozstania “wypada” zaciekawić się kimś innym. Choć nie było mi to wówczas potrzebne i moje myśli były skupione na czymś innym, to jednak przechadzał się czasami po głowie walec, pełen przeróżnych znaków zapytania.
Droga do szczęścia
W końcu znalazłem odpowiedź. Nie ma ram, które ograniczają swobodne ruchy! Nie ma regulaminu, w którym jest napisane “ile czasu potrzebuje porzucony mężczyzna, aby znów móc spróbować z kimś innym”. To kwestia absolutnie indywidualna, uzależniona od tego, jaką dana jednostka ma świadomość autonaprawy oraz w jakim stadium tego remontu się znajduje.
Ważne jak człowiek “przetrawił” przeszłość i jak zapatruje się na to, co przed nim. Ja byłem już bliżej niż dalej bramy do zielonego skweru i miałem zamiar jak najszybciej zapoznać się z jego terytorium. A kiedy nagle pojawiła się “ONA”, to poczułem, że znów mogę przenosić góry. “ONA” pokazała mi drogę na skróty. Drogę, przy której przepiękny krajobraz nie równa się z żadnym innym. Bez żadnych dziur i kolein. Trasę do świata uśmiechniętych…
Przeczytaj poprzednie części pamiętnika rozwodnika:
Część I
Część II
Część III
Część IV
LION