Mam 35 lat – mówi się trudno, żyje się dalej. Bo i co mam zrobić? Zabronić ludziom pytać o swój wiek? Ponaciągać twarz albo naszpikować ją botoksem? A może zacząć nosić kucyki i torebkę z maskotką Hello Kitty?
Może jestem naiwna, może tkwi we mnie pierwiastek dziewczęcej wiary w rycerza na białym koniu, ale uważam, że gdybym spotkała właściwego faceta, to bym zaczęła się zastanawiać odruchowo. To nie jest przecież tak, że jestem samowystarczalna i nie potrzebuję być kochana. Uważam niemniej, że kochać trzeba człowieka za coś więcej niż jego narządy rodne. Powala mnie na łopatki, gdy w programach typu reality-show para uczestników stwierdza, że zapłonęła do siebie uczuciem – tym jedynym. Zaś gdy pada pytanie „Krzysiu, a czym urzekła cię Kamila?”, ów Krzyś odpowiada po chwili namysłu: No, ona ma super ciało i ładny uśmiech i… jest miła, wesoła, fajnie tańczy.” Dobry Boże, jeśli faktycznie tak ma wyglądać miłość, to wolę życie singielki!
Czytaj inne kartki z pamiętnika
Co może przynieść nowy dzień…