Nauczyli mnie w szkole czytać, więc czytam. Chwalę się tym, bo wiem, że ta zależność statystycznego Polaka często nie dotyczy.
Tymczasem Kasia rozbiła mnie zupełnie swoim komentarzem: „O, przydatne. Mnie niedługo to też się przyda”. I tyle. Nie wytrzymałam, mówię: „Kaśka! No, ale zobacz, co oni piszą. Traktują babeczki po trzydziestce jak stare antyki”. Na to moja koleżanka uśmiechnęła się tak jakoś pobłażliwie, za co… miałam ochotę ją udusić na miejscu. I jeszcze ten jej przepraszający ton, jak gdyby chciała usprawiedliwić świat, podkreślając jednak, że rzecz jest przesądzona. Zaczęła mi tłumaczyć, że „medialnie” kobiety jak ja – po trzydziestce – nie mają prawa bytu, bo modna jest świeżość, którą rzekomo reprezentują wychudzone nastolatki. Nawet aktorki w tym wieku rzadko już dostają rolę głównych bohaterek, grając przeważnie postacie drugoplanowe – matki, ciotki lub podstarzałe hetery, czyhające na piękną i młodą postać pierwszoplanową. Zaczęłyśmy dyskutować, w końcu, chcąc odciąć się od świata telewizyjnych oper mydlanych, mówię Kaśce, że „no dobra, ale w życiu prawdziwy przecież tak nie jest”. Na to ona otwiera mi jakąś gazetkę i wskazuje rubrykę porad dla czytelniczek. Wystarczyło mi spojrzeć na pierwszy nagłówek, by powietrze zeszło ze mnie jak z balonika: „Mam już 22 lata!!! Koleżanki mówią, że to czas na pierwszy lifting. Czy to boli?”
Załamałam się. Tak po prostu i tak definitywnie. Poczułam się starą klępą, która nie potrafi zaakceptować faktu, że czas wycieka jej między palcami. Może faktycznie zamiast przy następnej wypłacie kupić sobie nową sukienkę, zacznę składać na dębową trumnę? A może zaszaleję i kupię mahoniową? To ci dopiero perspektywa!
Co może przynieść nowy dzień…